mp3

niedziela, 17 marca 2013

pięć?


Boże Narodzenie. Moje ulubione święta. Rodzinna atmosfera, wspólne ubieranie choinki, pyszne polskie jedzenie, śpiewanie kolęd, radość z prezentów. Z każdego roku miałam bardzo miłe wspomnienia, do których chętnie wracałam. Tegoroczne miały być podobne, ale jakby to powiedzieć? Trochę nie wyszło.

Co roku ktoś inny z naszej rodziny urządzał wigilię. Tym razem padło na nas. Cieszyłam się. Nic nie mogło mi zepsuć tego dnia. Nawet świadomość, że będę musiała spędzić cały wieczór ze Schlierenzauerem. Przeżyję. Byłam ciekawa co dostanę od „Mikołaja”.  Tak, wiem że to dziecinne, ale co roku byłam coraz bardziej zaskakiwana przez moją familię.

-An, skarbie! Nakryj proszę do stołu!-mama przeleciała obok mojego pokoju jak burza i zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, już jej nie było.

Zamknęłam laptopa i podniosłam się z łóżka, po czym zeszłam na dół. W domu panował taki porządek, że czułam się trochę dziwnie. Moja rodzina była strasznymi bałaganiarzami i trudno nam było utrzymać porządek przez jeden dzień. Ale dziś wszyscy się pilnowali. Spojrzałam na naszą choinkę. Była trochę krzywa i łysa z jednej strony, ale moim zdaniem była najpiękniejsza na świecie. Uśmiechnęłam się do niej i zabrałam się za rozkładanie naczyń. Muszę się pochwali, że poszło mi to bardzo sprawnie i po 15 minutach stół był idealnie nakryty. Udałam się do kuchni by poinformować mamę o wykonaniu zadania i przy okazji sprawdzić jak się ma sernik. Kocham sernik!

-Mamuś! O której przychodzą Stochowie?-zapytałam rodzicielki wyjadając rodzynki z ciasta, za co dostałam po łapach.
-Coś koło 23.-odpowiedziała.

Pochodziłam z Warszawy, ale kiedy miałam 8 lat rodzice postanowili przenieść się w góry. Ojciec był góralem i tęsknił za Tatrami. Mama kochała warszawskie klimaty, ale zgodziła się na przeprowadzkę. I tak wylądowaliśmy pod Zakopanem. Miałam to szczęście, że moimi sąsiadami była rodzina Stochów. Od razu się z nimi zaprzyjaźniliśmy. Także znałam Kamila już długi czas. Ale nie miałam z nim jakiegoś super kontaktu, bo był ode mnie 7 lat starszy. Za to on i mój brat byli najlepszymi przyjaciółmi. Michał chciał nawet zacząć skakać,  ale że był sportowym antytalentem i szybko ten pomysł porzucił.  Mieliśmy taką tradycję, że spotykaliśmy się co roku przed pasterką, dzieliliśmy się opłatkiem , po czym wspólnie udawaliśmy się na pasterkę.

-Będzie Kamil?-zapytałam z nadzieją. Byłam w domu dopiero trzy dni, a już tęskniłam za skokowym światem.
-Brata zapytaj.-widać było, że nie miała teraz ochoty na pogawędkę. Bała się żeby czegoś nie przypalić. Ja nie byłam dobrym kucharzem, zdecydowanie lepiej szło mi jedzenie.

Opuściłam kuchnię, bo mama zaczynała się wkurzać i wróciłam na górę, po drodze odwiedzając pokój brata.

-Mikiiii!-zwróciłam się miło do brata, który siedział na podłodze i siłował się z papierem prezentowym. Przegrywał…
-Ana, czego chcesz!? Zajęty jestem!-powiedział i ze złością rzucił taśmą o ścianę.
-Daj to, geniuszu!-usiadłam obok niego,  wzięłam pudełko, które leżało na podłodze i zaczęłam zawijać je w papier z w mikołaje.-Czy Kamil dziś będzie?
-A co!? Zakochałaś się czy coś?
-Ty to jesteś głupi!- Uderzyłam brata w ramię.-Po pierwsze on ma Ewcie, która swoją drogą jest zajebista, a po drugie jeszcze mi na głowie nie padło żeby się w Stochu zakochiwać.
-No tak, ty masz tego swojego  szwabskiego przyjaciela.
-No właśnie, przyjaciela! Nic więcej! To będzie ten Kamyk czy nie?
-Będzie, będzie.-podniósł się z wykładziny.-Mikołaj idzie zanieść prezenty.-Chwycił worek pełen pakunków i wyszedł.

Ja udałam się do pokoju. Już czas się ogarnąć. Sprawdziłam telefon, który zostawiłam na łóżku. Piętnaście nieodebranych połączeń od Andi. Andi!? Ten geniusz bawił się moim telefonem! Spotka go za to kara boska! Wcisnęłam zieloną  słuchawkę przy jego zdjęciu i przyłożyłam telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi…

-An! Już myślałem, że cię tam zasypało!
- Andreas! Nudzi ci się!? Piętnaście połączeń!?-zawsze musiałam go za coś ochrzanić.
-Oj tam, oj tam. Przynajmniej wiedziałaś, że musisz oddzwonić.
-No właśnie, oddzwonić! Do Niemiec! Nie jestem milionerką. Czego chcesz!?
-A myślałem, że chociaż w wigilię przemówisz ludzkim głosem.
-No to się myliłeś. Shit happens! Masz coś ważnego, czy będziesz się tak ze mnie zbijał!?
-No życzenia ci chciałem złożyć!
-A więc?
-Wesołych świąt!
-Wooow! To się szarpnął!
-Phi! Ja chociaż pamiętałem! Nie to co ty!
-No już, niech ci będzie… Wesołych! Może być?
-Tak, tak. Wzruszyłem się.
-Jaaasne…. Wzruszysz się jak ci rachunek za tą rozmowę wyślę. Auf Wiedersehen!-postanowiłam zakończyć rozmowę, bo moi rodzice na serio zapłaczą nad rachunkiem.
-Cześć!-odpowiedział  łamanym polskim, co było nawet urocze, po czym się rozłączył.

W końcu miałam czas się przyszykować do kolacji.

Wigilia przebiegała naprawdę miło. Nawet Grzesiu jakoś dawał radę bez palnięcia głupoty i bez zbytniego zwracania na siebie uwagi. A jego mina gdy rozpakował prezent od cioci i wujka-bezcenna. Dla nas poradnik dla młodych ojców był powodem do kilku minut śmiechu, ale biedną księżniczkę najwyraźniej przeraziła wizja rodzicielstwa. Schlierenzauer miał jednak swoją chwilę tryumfu kiedy w torbie od niego znalazłam album z jego fotkami ze specjalną dedykacją i piękną inaczej czapkę z wielkim, czerwonym GS. Po chwilowym szoku stwierdziłam, że nie dam mu tej przyjemności i zaczęłam zachwycać się prezentem. Założyłam na głowę to wełniane coś i łaziłam w tym pod domu.

Chwilę po 23 zjawiła się u nas cała rodzina Stochów. Był Kamil z Ewcią, która wyglądała pięknie, Zresztą jak zawsze. Nie dziwie się, że Kamil tak szybko się ożenił. Trzeba było się pośpieszyć . Oczywiście Ewa nigdzie się nie wybierała. Bardzo kochała Kamila i było to widać. Ledwo wszyscy zdążyli złożyć sobie życzenia, a już trzeba było zbierać się na pasterkę. Oczywiście Grzesiu nie wybierał się do kościoła, więc został w domu i pewnie wrzucał jakieś natchnione focie na instagrama. Na dworze było dość zimo i o dziwo prezentowa czapka bardzo się przydała. Szłam, a raczej wlekłam się na samym końcu. Miałam wysłać sms z życzeniami do Petera, ale stwierdziłam że pewnie mnie oleje… Właśnie karmiłam swojego Pou, kiedy dostałam sms.

A: Ty nie zgadniesz co dostałem! Deskę! Ta którą ci pokazywałem. Jest zawodowa! Widzisz! Byłem grzeczny! :D A Ty co dostałaś? Mama mi powiedziała, że zwierzęta to  o północy przemawiają. Czyli jakoś zaraz. Teraz już wiem dlaczego byłaś niemiła! :p A ten rachunek Ci zapłacę! No problem!  Jeszcze raz Wesołych Świąt! ;) Dobranoc aniołku ;*

Zrobiło mi się bardzo miło. A powinnam go za to ochrzanić. To chyba na serio ta północ.

An: Tą czarno-czerwoną? Jest świetna. Ja dostałam kilka płyt, jakieś kosmetyki, mega ciepły norweski sweter i prezent od księżniczki, który wolę przemilczeć. Hehehe :D Jejku!  Wirus Pietera mnie dopadł! ;p Idziemy właśnie na pasterkę i trochę zamarzam. Chociaż w  sumie nie jest tak źle. Przyzwyczaiłam się do mrozów, a Norwegia to nie jest. Będę żyć. Kończę, bo Kamil mnie pośpiesza. Wesołych Andi! ;*

Kamil rzeczywiście mnie pośpieszał. Właśnie znalazł się obok mnie.

-Przebieraj nogami młoda!
-Spać mi się chcę!-jęknęłam.
-Sen jest dla słabych!-skoczek próbował mnie zmotywować.-Rozmawiaj ze mną, to się trochę rozbudzisz.
-Ta, ok. No to może mi powiesz co tam słychać u innych skoczków?
-Jasne! Maciek dostał od brata bluzę „I love Kuba”. Piotrek w końcu wysłał Kochowi tą flaszkę. Gadałem też ostatnio z Kranjcem. Podobno Prevc się im sypie.
-To znaczy?-zapytałam zaniepokojona. On mnie nie znosi, a ja się ,martwię. No tak…
-Psychika mu siada. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale chyba chodzi o jakąś dziewczynę. W każdym razie szkoda chłopaka. Zdolny jest. –dodał wyraźnie zmartwiony.
-Tak, szkoda…-odpowiedziałam zamyślona.

Miałam się jeszcze o coś zapytać, ale Michał oznajmił mi, żebyśmy już nie paplali, bo jesteśmy na miejscu. Kościół był pięknie oświetlony. W środku grała góralska kapela. Właśnie to kochałam w naszych zakopiańskich świętach. Tej magii nie było nigdzie indziej.  Niestety w tym rok nie było mi dane cieszyć się tym w pełni, bo w głowie siedziały mi słowa Stocha. „Prevc im się sypie.”, „chodzi o jakąś dziewczynę” domyślałam się o jaką dziewczynę chodzi. Nie wytrzymałam w kościele za długo. Nie zauważona wyszłam na zewnątrz. Mroźne powietrze wyrwało mnie z lekkiego letargu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i drżącymi rękami wybrałam z listy numer Słoweńca. Skąd  ja go wgl mam? Ma się tych norweskich przyjaciół z Hilde i Stjernenem na czele! Hehehe.-Kurde! Śmiech Piotrka padł mi na mózg!- Jakąś chwilę czekałam na to aż chłopak odbierze. Niestety włączyła się sekretarka. Nienawidzę się nagrywać.

-Hej Peter. Tu An. Nie pytaj skąd mam twój numer. Wiem, że mnie nie lubisz i wgl, ale słyszałam że ostatnio masz problemy i pomyślałam, że może chciałbyś pogadać. W sumie nie wiem dlaczego miałbyś gadać o tym właśnie ze mną, ale jeśli byś chciał to ten… no…. dzwoń o każdej porze. Nie wiem czy wiele ci pomogę, ale zawsze można spróbować. Pewnie i tak nie będziesz chciał. Dobra, wygłupiam się. Nie powinnam dzwonić. Zapomnij, że wgl dzwoniłam….-rozłączyłam się i zaczełam się wgapiać w gwiazdy.
Po chwili mój telefon się odezwał. Byłam w szoku. Oddzwonił. 
-Nie mam już nawet siły cię nie znosić... Spróbuj mi pomóc... jeśli chcesz...


Dobra, w końcu jest. Przepraszam, że dopiero teraz! Jestem leniwa, ale z tym walczę ;) W ramach przeprosin napisałam długi jak na mnie rozdział. Mam nadzieję, że nie ma tragedii. Przez ten czas tyle się wydarzyło! Całe mś przepłakałam, trochę ze smutku, ale większość z radości. Peter zdobył dwa medale! :D Super Bardal został mistrzem! ;') Ale najważniejsze, że Kamil się nie poddał i zamknął jadaczki wszystkim "kibicom". No i ten medal drużyny na koniec! Fannemenalne to było! Szkoda Norwegów, ale shit happens! Po drużynówce płakałam najbardziej. Na podłodze. Powinnam się leczyć, wiem! ;p

czwartek, 7 lutego 2013

Cztery.


Słoweniec miał dość dziwny wyraz twarzy. Patrzył na mnie ze…strachem? Nie wiem czy można to tak nazwać. Niepewność. Tak, to lepsze słowo. Przyglądał mi się bardzo dokładnie, co spowodowało, że to ja poczułam się dziwnie.
-Porozmawiać?- powiedziałam z udawanym spokojem-Chcesz mnie może przeprosić?
-Nie.-odparł z lekką złością.
-To chyba nie mamy o czym rozmawiać. Poza tym jest noc, jest zimno, a ja się śpieszę. Nie mam czasu na głupoty.-Głupoty? Przecież chciałam z nim porozmawiać. Chciałam wiedzieć co go wtedy tak zdenerwowało. Jaki związek miała z tym dziewczyna ze zdjęcia. Ale w tym momencie nie miałam ochoty na rozmowę z Prevcem. A może się bałam? Sama nie wiem. Wiem, że chce być już w łóżku. Ruszyłam przed siebie z nadzieją, że chłopak da sobie spokój.
-To ja cię odprowadze.-nie odpuszczał.
Nie zaprotestowałam. Szłam przed siebie, próbując go zignorować. Szliśmy w ciszy jakieś 10 minut, aż skoczek postanowił ją przerwać.
-Myślę, że nie mam cię za co przepraszać. Racja, nie powinienem się tak unosić, ale ty nie powinnaś grzebać w moich rzeczach. To niegrzeczne. Nie uważasz?
-Niegrzeczne?  To może ja powinnam cię przepraszać!?- An, miałaś go ignorować.
-Nie. Nie o to chodzi.
Przystanęłam.
-To o co chodzi? Zasnęłam sobie spokojnie na korytarzu. Budzę się i jestem cudzym pokoju. Nie wiem jak się tu znalazłam. Po co wgl mnie tykałeś!? Było mnie zostawić w spokoju. Naprawdę, nie musiałeś.-dobra, chyba się wkurzyłam.
-Anastazia….
-Co!? Skąd ty znasz moje imie!?
-Naprawdę nic nie pamiętasz?-zapytał, a na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
-A co miałabym pamiętać?-byłam w zdezorientowana.
-Ja cię z nikąd nie zabierałem.Wróciłem sobie z wesela. Miałem zamiar się kłaść, gdy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem i pojawiłaś się w nich ty. W ręce miałaś torbę. Przedstawiłaś się i oznajmiłaś, że tak miły i uroczy chłopak jak ja, na pewno przygarnie cię na jedną noc.
-Nieprawda! Ja nie nie chodzę po nocach jak jakiś obłąkaniec.-nie wmówi mi jakiejś kiepskiej ściemy.
-Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo ty wpakowałaś mi się do łóżka. Wyszedłem no korytarz z myślą, że to może kolejny żart Norwegów, ale nikogo tam nie znalazłem. Gdy wróciłem do pokoju, ty już smacznie spałaś. Nie miałem serca cię ruszać.
-A Ty?
-Co ja?
-Gdzie spałeś?
-No wiesz. Podłoga nie jest aż taka niewygodna-uśmiechnął się słodko. Znowu!
-Jesusie Navasie!-zrobiło mię strasznie głupio.-Jednak powinnam przeprosić. Ja nigdy nie lunatykowałam. Nie wiem jak to się stało.
-Spokojnie. Nie mam ci tego za złe.
-To o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
-Chodzi o te zdjęcia.
-O zdjęcia czy o zdjęcie.
-Tak, racja. Chodzi mi o tamto zdjęcie.
-Proszę, zapomnij że je widziałaś.
-Ale…
-Proszę. Nikt nie może wiedzieć, że je trzymam.
-Spoko. Ale dlaczego wstydzisz się swojej dziewczyny?- nic już nie rozumiałam.
-Nie mojej… Już nie.-posmutniał.
-Nie rozumiem.
-Nie musisz. Po prostu zapomnij, że widziałaś to zdjęcie. Zapomnij, że istnieje jakaś Elena.
-Ty nie zapomniałeś…-powiedziałam raczej do samej siebie.
-Co mówiłaś?
-A nie, nic. Możesz być spokojny. Nie mam nawet powodu, żeby o niej pamiętać.
Peter wyraźnie się uspokoił.
-To tutaj.-wskazałam na niewielki pensjonat.
-Ładnie tu.-powiedział, patrząc na budynek.
-To ten, no… Dobranoc.
-Tak. Dobranoc.
 Chłopak powolnym krokiem ruszył w drogę powrotną.
-Peter!- zawołałam za chłopakiem.
-Tak?
-Mówiłam coś jeszcze? No wiesz… Wtedy w nocy.
-Tak. Powiedziałaś…że mam ładne oczy.-uśmiechnął się i zniknął w ciemnościach, którymi spowite było Lillehammer.


-Mówiłam ci, że rano mam wstręt do jedzenia.-powiedziałam do Niemca, który próbował wcisnąć we mnie rogala z nutellą.
-No popatrz jakie to smakowite.-nie dawał za wygraną.
-Andreas! Nie!- odsunęłam jego rękę, która wywijała mi jedzeniem przed nosem.
-Jak chcesz.-powiedział i wziął dużego gryza.-Pyyyyszne.
-Gadałam z Prevcem.- powiedziałam wpatrując się w Stjernena, który robił do mnie obrażoną minę.
-CO!?- prawie krzyknął- Kiedy?- dodał już normalnym tonem.
-Wczoraj…
-I…?-zapytał zaciekawiony.
-I co?
-Dowiedziałaś się czegoś?
-Nie… To znaczy nie tego co mnie interesowało.
-Czyli beznadziejny z ciebie detektyw-zapał blondyna zgasł.
-Może i tak, ale pomyśl. Gadałam z nim o jakiś głupotach-nie miałam zamiaru przyznac się, że sama wpakowałam się Słoweńcowi do łóżka. „Wpakowałam do łóżka”-jak to wgl brzmi!- a tak jest w naszym planie. Mam się do niego zbliżyc, zdobyc zaufanie, bo inaczej nie wyciągniemy z niego nic. I myślę, że taka rozmowa, to dobry początek.
-Tak, tak, racja. Ale na przyszłość myślenie zostaw mnie.
-Jasne, geniuszu.-przytaknęłam z ironią.
-Wątpisz w moją mądrość?
-Nie! Gdzieżbym śmiała!?- zaśmiałam się.
-Ja jestem bardzo mądry!- powiedział udając obrażonego i wrócił do konsumowania rogala.
-Oj nie obrażaj się. Zaraz wrócę. -oznajmiłam i wstałam. Podeszłam do norweskiego stolika, przy którym było bardzo wesoło.-Przepraszam, Andi.- powiedziałam do ciągle obrażonego skoczka.
-Jak mogłaś!?- zapytał z wyrzutem
-Co mu zrobiłaś?- wtrącił zaciekawiony Velta.
-Spaliła mu gacie.-w odpowiedzi wyręczył mnie Hilde(ten to zawsze chętnie mi pomoże).
-Oszalałeś!? Nie wzięłabym tego ze sobą, bo bym się zatruła czy coś.
-To gdzie one są?- zapytał z nadzieją Stjernen.
-No wiesz……
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaannnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn!-rozległ się krzyk na całą sale, a w drzwiach pojawiła się księżniczka.
-Możliwe, że podrzuciłam to Grzesiowi.- spojrzałam na skoczka, który z obrzydzeniem trzymał w ręku stjernenowe gacie.
-Moje majciochy!- ożywił się właściciel rzeczonych majtek. Podbiegł do Austriaka i wyrwał mu je z ręki.- Tęskniłem!-przytulił je.
Gregor stał cały czas w tym samym miejscu i patrzył na mnie wzrokiem zabójcy.
-Chodź tutaj-rozkazał z obłędem w oczach.
-Nie.- nie powiem, trochę się go bałam.
-To ja przyjdę do ciebie.- uśmiechnął się złowieszczo i ruszył w moją stronę.
-Hilde, pomóż.-zwróciłam się do Toma..
-Nie! Ja się boję!
-A taki pomocny byłeś.-rzuciłam z ironią.
Schlierenzauer był coraz bliżej.
-Andreas!?- spojrzałam z nadzieją w stronę Niemca.
-Ja jem!- powiedział z  pełnymi ustami.
 Shit! Czas na ucieczkę-pomyślałam i rzuciłam się w szaleńczy bieg. Z krzykiem wyleciałam ze stołówki. Wyhamowałam dopiero w korytarzu i bez większego namysłu weszłam do jakiegoś pokoju. To był błąd. Był tam Peter. Nie był sam. Całował się z jakąś blondi.-Ja to mam wyczucie sytuacji- Niestety zauważyli moją obecność.
-No sieeema!- rzuciłam radośnie.
-Co ty tu robisz?- zapytał wkurzony Słoweniec, a jego laska zabijała mnie wzrokiem.
-Ja? Uciekam przed Grzesiem. Normalka!
-I nie pomyślałaś, że nie wchodzi się tak do cudzego pokoju!?- krzyknął.
-No… ja…. Nie….-poczułam jak do oczu napływają mi łzy.
-No tak, ty przecież nie myślisz. Od razu to po tobie widac.-tego już było za wiele.
-Mam coś wspólnego z twoją przyjaciółką.-spojrzałam na blondynkę, która bezczelnie się ze mnie śmiała. No to koniec rozejmu.-pomyślałam i popatrzyłam na Prevca. Złość mieszała się w mnie ze smutkiem.
Wyszłam z pokoju, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.  Szybko dotarłam do holu. Rozejrzałam się i znalazłam Wellingera. Podeszłam do niego.
-Spokojnie, Pointer zgarnął księżniczkę na trening.-powiadomił mnie z uśmiechem.
-To dobrze.-powiedziałam.- Andreas?
-Tak?- popatrzył na mnie i spostrzegł, że jestem bliska płaczu. Bez słowa mnie przytulił. Poczułam lekką ulgę. Spojrzałam w jego błękitne oczy, w których malowała się troska.
-Zabierz mnie stąd.-poprosiłam i łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

Jeden wieczór, jedna rozmowa, jeden głupi uśmiech sprawiły, że zaczęło mi zależeć.



Jejkuuuu. Jakie to jest beznadziejne. Ja jestem beznadziejna. Powinnam czytać książkę, a nie pisać taki słaby rozdział. Miał byc fajny, wyszedł jak zwykle.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Nr 3.


-Andreas, idioto! Może byś odebrał!- krzyczałam do telefonu, z którego po raz kolejny odezwała się automatyczna sekretarka.-Nie, nie chce zostawic wiadomości po sygnale!- wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam komórkę do torby.
Łaziłam po tym durnym Lillehammer już dobre pół godziny, próbując znaleźć hotel, w którym mieszkali skoczkowie. Moje ciało powoli zamarzało, a ja niegdzie nie widziałam wyżej wymienionego budynku. Kochałam zimę, ale wolałam oglądac ją przez okno, siedząc na parapecie z ciepłą herbatą. Obcowanie z zimą nie byłoby złe gdyby nie fakt, że nie przygotowałam się na błądzenie po norweskim mieście po godzinie 20. Norwegia + wieczór = ZIMNO. Wiem, jestem odkrywcza. Ale co ja tu wgl robię  Mam 18 lat, powinnam siedzieć nad lekcjami(raczej nad twitterem). Otóż moi rodzice dawno temu stwierdzili, że jestem genialnym dzieckiem i pójdę do szkoły rok wcześniej. Tym samym zabrali mi dzieciństwo. Gdyby nie oni, siedziałabym teraz w ciepłym domku. A tak? Matura dawno zdana. Na studia nie poszłam, bo stwierdziłam, że w końcu odbiorę sobie ten stracony rok beztroski. Będę studiować z rówieśnikami. Taki był mój plan. I nie jest tak, że siedzę bezczynnie i czekam na przelew od rodziców. Kuzynka po raz pierwszy się na coś przydała i z pomocą Grzesia załatwiła mi robotę. Byłam przedstawicielem Mannera. Miałam pilnować czy podczas konkursów są wypełniane wszystkie punkty umowy waflkowej potęgi z FISem. Przyjemna robota i zapas wafelków. Nie mogę narzekać. Będę na każdym konkursie, zwiedzę świat. A propos zwiedzania świata. Chyba na serio się zgubiłam. Ile tu śniegu. Mokro mi…. Zimno mi… Chce do domu!
-Zabije go!- powiedziałam do siebie.
-Kogo i za co?- usłyszałam dobrze mi znany głos.
-Andreas. Masz 3 sekundy…-odwróciłam się do niego- trzy!- krzyknęłam i pchnęłam chłopaka w śnieg. To znaczy miał paść w śnieg. Ale nawet nie drgnął. Stał niewzruszony i śmiał się z mojej niemocy.
-Jakaś ty głupiutka…-powiedział spokojnie-ale jak tak lubisz śnieg…
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo już leżałam w zaspie.
-Zemszczę się!- syknęłam złośliwie i wygrzebałam się ze śniegu.
-Ty lepiej nie próbuj, bo znowu ci nie wyjdzie.-ken był w wyśmienitym humorze.-Nie przywitasz się?
-Nie. Jakbyś nie zauważył, jestem na ciebie zła.
-Oj no weź….
-Mam śnieg tam gdzie nie powinno go być. Jest mi zimno i jestem głodna. Dlatego z łaski swojej zaprowadź mnie do tego przeklętego hotelu. Chcę odebrać akredytację i wrócić do mojego ciepłego łóżka.-powiedziałam z wielką złością.
-Popatrz na lewo.-wskazał mi kierunek.
-A co? Może wyczarowałeś tam hot…-nie dokończyłam, bo moim oczom ukazał się hotel, którego z takim trudem szukałam. Zaczęłam się śmiać z własnego geniuszu.
-Chodź, bo tu zamarzniesz.-Niemiec pociągnął mnie za sobą.
-Tam masz to biuro z akredytacjami. Odbierz swoją, a ja zaraz wrócę.
-Ok.
Weszłam do pomieszczenia, w którym siedziała niekoniecznie miła pani. Odebrałam to po co przyszłam i wróciłam do holu. Rozejrzałam się dokoła. Było tu bardzo przytulnie. Idealne miejsce dla zakochanych…-An! O czym ty myślisz. Ty kochasz tylko mannery.- Zauważyłam, że przy windzie wisiała kartka oznajmiająca chwilową awarię. Biedni skoczkowie. Będą wszystko wnosić sami. Uśmiechnęłam się jednak, gdyż przed oczami stanął mi Andreas siłujący się ze swoją walizką.
-Ja nie będę tego tachać na drugie piętro!- z dziwnych rozmyślań wyrwał mnie głos Macka Kota- Jestem skoczkiem! Nie mam siły Pudziana!- użalał się nad sobą Zakopiańczyk.
-Nie maż się, tylko bierz te toboły i marsz na górę.-rozkazał trener Kruczek.
-Nooo! Maciek! Jak cię się uda, to Piotrek ci flaszkę postawi. Co nie, Pieter?.-motywował kolegę z drużyny Krzysiek Miętus.
-No a jak!-Żyła jak zwykle pomocny :D
Przyglądałam się tej komicznej scence i po cichu się śmiałam.
-An! Może pomożesz koledze?-chyba tylko Kubacki zauważył moją obecnośc.
-Ja!? Nie! To znaczy… ja wierzę, że Maciej sobie poradzi. Jest taki silny.
-No pewnie, że jestem!- w chłopaka wstąpiły nowe siły. Chwycił walizki i ruszył na wojne ze schodami.
-Popisuje się!-zgodnie stwierdziło całe PST.
Uśmiechnęłam się tylko. Na tych samych schodach, na których zniknął przed chwilą Polak, pojawił się Niemiec.
-Właśnie minąłem Kota. Czy on się redbulla opił?-powiedział rozbawiony Wellinger. –Masz, załóż, bo mi zamarzniesz.-wręczył mi o kilka rozmiarów za duży sweter.
-Dziękuje-naciągnęłam na siebie wełniany sweter, w którym się lekko utopiłam-Ale nie myśl, że ci wybaczyłam. Pamiętaj: nie znasz dnia, ani godziny.-starałam się być poważna, ale nadal przed oczami miałam młodszego Kota.
-Tak, tak, krasnoludku-objął mnie ramieniem- To co? Gorąca czekolada na rozgrzanie?.-zaproponował z radością w głosie.
-Oj z chęcią, ale musze już wracać…-odrzekłam lekko zasmucona.
-Nie lubie tego-skrzywił się-Odprowadziłbym cię, ale trener powiedział, że nie ma żadnego wychodzenia po 21.
-Spoko. Dam rade!
-Tylko się nie zgub!-wrednie się uśmiechnął.
-Hahaha…. Nie śmieszne-rzuciłam przechodząc przez ruchome drzwi.

Na dworze nadal było zimno.-No tak. A ja głupia spodziewałam się Jamajki. Naciągnęłam czapkę na głowę i wciągnęłam do płuc skandynawskie powietrze. Miałam już ruszać do mojego noclegu, kiedy podjechał jakiś bus. O tej porze? To musieli być jacyś skoczkowie. Przyjrzałam się lepiej pojazdowi, który właśnie szukał miejsca na parkingu. Pewnie stałabym jak głupia i gapiła się dalej, ale coś uderzyło mnie w głowę.
-Hilde, głupku!- usłyszałam wkurzonego Stjernena- Idź teraz po to.
No tak. To musieli być Norwegowie.
-To nie moje gacie! Sam sobie idź!- długowłosy skoczek był bardzo rozbawiony.
Ale jakie gacie? O boże! Dostałam majtami Andreasa po głowie?
-Fuuuuuuuuuuj!-obrzydzenie przeszyło całe moje ciało- Hilde! Możesz się zacząć bac! A gacie spale.
-Ale! To są moje gacie!- jęknął wyższy Norweg.
-Shit happens all the time, S.!
-Ej! Słyszeliście kiedyś o ciszy nocnej!?-Z okna wychylił się Stoch.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Było już po 22. Bus, który obserwowałam jakiś czas temu, rozpakował się.. Nikogo już nie było. A raczej tak mi się tak wydawało. Zza auta wyłoniła się smukła postac.
-Musimy pogadac-zwróciła, a właściwie zwrócił się do mnie.
-Ku**a, Prevc… 

Trójeczka. Sorka, że taka krótka!  Pisało mi się ją o dziwo bardzo szybko i przyjemnie. Po raz pierwszy jestem w miarę zadowolona z rozdziału. A co Wy uważacie?

czwartek, 31 stycznia 2013

2!


Gdy się obudziłam spostrzegłam, że nie jestem już tam gdzie zasnęłam… Chciałam rozejrzeć się by wiedzieć gdzie jestem, ale ostre światło porannego słońca bezlitośnie poraziło moje oczy i uniemożliwiło „rozpoznanie terenu”. Po omacku stoczyłam się z łóżka i stanęłam tyłem do okna by nie narazić się na kolejne chwilowe oślepienie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował tu przerażający porządek. A może tylko mi się taki wydawał, bo sama byłam niezłą bałaganiarą. Nagle uświadomiłam sobie, że ktoś jest w łazience. To pewnie ta osoba, dzięki której się tu znalazłam. Stwierdziłam, że wypada mi na tego kogoś poczekać i podziękować czy coś. Siadłam więc na fotelu, który znajdował się w rogu, a że należałam do osób, które nie potrafiły siedzieć bezczynnie, wzięłam ze stołu jakieś zdjęcia i zaczęłam je przeglądać. Na jednej fotografii znajdowały się jakieś dzieci, na drugiej para staruszków-pewnie dziadkowie, na innym góry... Jedna fotografia szczególnie przykuła moją uwagę. Chłopak i dziewczyna siedzieli na schodach obejmując się. Jak słodko-pomyślałam. Ale po chwili dotarło do mnie kim jest chłopak ze zdjęcia. Odwróciłam kartonik na drugą stronę: Elena & Peter-na zawsze razem. 12.08.2011. Trochę mnie to zabolało, chociaż nie miałam prawa być zazdrosna, to była jego dziewczyna, a mojego imienia nawet nie znał. Gapiłam się na zdjęcie, jakbym próbowała wyczytać z niego coś więcej. Nie zauważyłam, że ktoś nade mną stoi.
-Zostaw to!-usłyszałam zdenerwowany głos chłopaka. Momentalnie podniosłam się na równe nogi.
-Przepraszam! Ja nie powinnam…-zaczęłam się plątać-Jestem taka głupia! Nie pomyślałam nawet…
-Po prostu odłóż to i wyjdź-powiedział krótko.

Spojrzałam na jego twarz. Wcale nie był zły. Raczej przestraszony i jakby smutny. Czułam się winna, ale przecież nic strasznego nie zrobiłam. Chwyciłam swoją torbę i jak najszybciej potrafiłam wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Nawet nie podziękowałam. Ale tak właściwie to czy miałam za co? Było mnie kurde nie ruszać! Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam co było powodem jego zdenerwowania, ale wiedziałam, że musze się tego dowiedzieć.

Idąc powoli korytarzem, nie zauważałam co się dookoła mnie dzieje.
-An! Gdzieś ty się podziewała! Cała rodzina cię szuka! Myślisz, że to jest zabawne!?
-Grzeeeesiuuuu! Też się cieszę, że cię widze!-odpowiedziałam z ulgą. Lepszy znajomy wróg niż nieznajomy-sama nie wiem kto, ale naprawdę ucieszyłam się na widok męża mojej kuzynki.-Było się tu i tam-powiedziałam rozbawiona miną do Austriaka.
-Ty się nie śmiej! Powiedz mi lepiej co robi u ciebie półnagi Vladimir!
O Boże! Vladi! Wspomnienie jego nocnych przygód sprawiło, że wybuchłam śmiechem.
-Kolega dobrze się zabawił! Ale ja nic więcej nie wiem!
-Ty się czegoś nawdychałaś???-powiedział zdezorientowany blondyn-Nie ważne. Idź coś ze sobą zrób, bo wyglądasz strasznie!
-Ty też jesteś piękny-rzuciłam do niego i zniknęłam za drzwiami mojego pokoju.
Rzeczywiście, Bułgar wciąż tam był. Jak gdyby nigdy nic siedział sobie w ręczniku i oglądał tv. Ciekawe gdzie podział swoją lubą…

-Vladi! Przyjacielu! Nie uważasz, że na ciebie już czas?-zapytałam go.
-Ale ja nie mam się w co ubrać.-powiedział zasmucony.
Kurde! Człowiek! Co mnie to!
-Ty! Patrz! Tam są chyba twoje ubrania!-wskazałam na balkon.-Idź sprawdź!
Wstał posłusznie i wyszedł na balkon.
-Nie! Tu ich nie ma!-krzyknął.
-No to szukaj dalej!-odpowiedziałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Biedak musiał teraz chodzić po balkonach z nadzieją, że ktoś się nad nim zlituje i wpuści do środka. Shit happens. Ja musiałam się ogarnąć, bo Grzesiu miał trochę racji-nie wyglądałam dobrze. Trzeba było wyglądać jak człowiek.

Po jakichś dwóch godzinach nadeszła pora by opuścić ten „cudowny” hotel. Ubrana w jeansowe shorty, luźny t-shirt, znoszone trampki i z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, wyszłam z pokoju. Na korytarzu i w holu było tyle narodu, że ciężko było się przecisnąć. Rodzice kazali mi czekać w samochodzie. Zapakowałam do auta moje rzeczy, ale nie miałam ochoty na smażenie się w środku. Było ze 30 stopni. Oparta o maskę pojazdu obserwowałam jak parking powoli się opróżniał. Pomachałam do Norwegów, którzy jak idioci machali do przez jakieś pięć minut. Z Polakami się nie żegnałam, bo mieli jechać za nami i rozstać się mieliśmy dopiero na granicy naszego cudownego kraju. Co jakiś czas popijałam lodowatą pepsi.
-Jesteś okrutna!-usłyszałam za swoimi plecami.
Odwórciłam się. Moim oczom ukazał się mój "przyjaciel" z wesela. Idealna fryzura, idealnie dobrane ciuchy i drogie okulary na nosie. I ta oczywista uroda...-no ken!-Zupełnie nie mój typ.
-Co ja takiego zrobiłam?-zapytałam roześmianego chłopaka.
-Spotkałem Vladimira w samym ręczniku. Stał sobie na moim balkonie i błagał o litość. Wiesz coś o tym?-zrobił śmieszną mine.
-Oj Andreas, Andreas. O co ty mnie posądzasz!? Kolega nadużył sobie mojej gościnności i musiał dostać kare.
-Już dobrze, dobrze. Winny się tłumaczy. To co za nocna akcja była? Podobno nie miałaś gdzie spać. Było przyjść do mnie!-głupkowato się uśmiechnął.
-Chciałbyś!-wyśmiałam go-Poza tym mi wcale nie było wtedy do śmiechu.
Opowiedziałam mu o moich nocnych przygodach. O dziwo Niemiec okazała się bardzo dobrym słuchaczem. Sama się sobie dziwiłam, bo nie wiem czy opowiedziałabym o tym co się stało najlepszej przyjaciółce, a jemu zwierzyłam się ze wszystkiego.
-No i teraz zastanawiam się o co chodzi. Co go tak zdenerwowało. Musze się to wiedzieć!
-Hmmmm…-blondyn chwile się zastanowił-Nie mam pojęcia… Ale się tego dowiemy.-uśmiechnął się do mnie.
Nie dane mi było dowiedzieć się co ken miał na myśli mówiąc „MY” , bo pojawili się moi rodzice. Uścisnęłam chłopaka na pożegnanie(pewnie i tak go już nigdy nie spotkam) i wpakowałam się do samochodu.

W drodze zorientowałam się, że w mojej kieszeni coś jest. Była to pognieciona serwetka na której widniał numer telefonu i podpis A. Niewiele myśląc napisałam na ten numer:

Ja: Masz jakiś plan?
A: Jeszcze nie, ale don’t worry! Coś wymyślimy ;)

Uśmiechnęłam się do telefonu.
To był początek naszej pokręconej przyjaźni…


Rozdział numer dwa. Co myślicie? Mi się nie podoba, to wszystko miało być inaczej. Myślałam, że dłuższy wyjdzie... No ale shit happens. Może trzeci będzie już taki jakbym chciała ;) 

Czy An. spotka jeszcze skoczków? Jaki plan ma A.? Tego dowiecie się w następnym odcinku!
Jaką tajemnice skrywa Peter? Tego na pewno się nie dowiecie! :p

wtorek, 29 stycznia 2013

1...


-No chyba sobie żartujesz!- z oburzeniem  powiedziałam do ciotki.-Ja tu nie usiądę! –wskazałam na miejsce, w którym leżała karteczka z moim nazwiskiem.
-Oj przestań! Ile ty masz lat? Siedem czy siedemnaście?- odpowiedziała bez jakichkolwiek emocji.
-Prawie osiemnaście!- wtrąciłam.
-Będziesz miała miłe towarzystwo.
-Miłe!? Niemcy mają być mili!? Miałam siedzieć z Polakami!- popatrzyłam na przesadnie przystrojony stół-I kto to wgl jest Wellinger!?
Ciotka nie raczyła mi jednak odpowiedzieć i szybko zniknęła w tłumie wchodzących właśnie gości. 
-No super…-powiedziałam do siebie i bezwładnie opadłam na krzesło. Byłam wkurzona bardziej niż Grzesiu, kiedy dostał limit na instagramie-a uwierzcie, że to była tragedia. Siedziałam tam już jakieś 15 minut. Większość gości zajęła już swoje miejsca i słychać było ciche pogaduszki. W końcu pojawili się towarzysze mojej niedoli. Większośc z nich jako tako znałam. Była tylko jedna osoba, której na oczy nie widziałam.
-Co tu robi ken?- wypaliłam bez jakiegokolwiek zastanowienia.-Chłopak naprawdę wyglądał jak zdjęty z półki sklepu z zabawkami. Chłopak uśmiechnął się ciepło
-Andreas- wyciągnął do mnie rękę.
-Anastasia- niepewnie podałam mu dłoń.
Przywitałam się pośpiesznie z resztą „szprechaczy”, po czym ponownie wbiłam się w krzesło.

Po pierwszym tańcu młodej pary i jakichś dwóch drętwych godzinach, zabawa zaczęła się rozkręcać. Norwegowie lekko już wstawieni zaczęli dzikie pląsy z połową dziewczyn na sali (na serio!). Polacy bawili się we własnym gronie. Japończycy to ja nie wiem co odstawiali… Rosjanie, którzy byli już na wykończeniu (po 2 godzinach!) oblegali jakiś stół w kącie. Austriaków to ja może dwa, trzy razy gdzieś przelotnie widziałam. Ten mały z Bułgarii obracał gdzieś swoją lubą. A ja? Ja wykończona słuchaniem diabelskiego języka, udałam się do baru. Plusem tego, że nie byłam ulubienicą rodziny było to, że nikogo nie obchodziło co robie. Nie byłam im potrzebna, musiałam sama się pilnować. Siedziałam na wysokim stołku i popijając kolorowego drinka, co jakiś czas spoglądałam na parkiet, na którym jakiś czas temu pojawił się Prevc. Od dawna intrygowała mnie postać młodego Słoweńca. Nigdy z nim nie rozmawiałam, chyba nawet nie wiedział o moim istnieniu, ale to mi nie przeszkadzało. Lubiłam się zastanawiać co kryje w sobie ten skoczek.  Jakiś czas już tak siedziałam-Peter chyba zorientował się, że go śledzę, bo raz czy dwa napotkałam jego wzrok. W końcu z letargu wyrwał mnie Piotrek Żyła, który stwierdził, że nie będę tu tak samotnie siedzieć i pociągnął mnie za sobą na parkiet. Jak zatańczyłam z jednym Polakiem, tak musiałam już zatańczyć z całym PST. Nie powiem, było to zabawne doświadczenie. Gdzieś pomiędzy zaliczyłam nawet norweskiego wężyka! Nie sądziłam, ze na tym tak beznadziejnie zapowiadającym się weselu, uda mi się zabawić. Kiedy udało mi się wyrwać z parkietu, szybko znalazłam swój stolik, padłam nieżywa na krzesło i dorwałam dzbanek z wodą, który opróżniłam w 5 minut. Zauważyłam, że ken siedzi tak jak go zostawiłam. Czyżby odparł wszystkie starania napalonych dziewczyn? Smutne. Już miałam zagadać do biedaka, gdy niejaki kolega kena-Geiger złożył mi propozycje (jego zdaniem)  nie do odrzucenia i tak ponownie znalazłam się na parkiecie. Oczywiście jak już się tam znalazłam, to szybko nie wróciłam na miejsce. Maciek Kot stwierdził, że on będzie tańczył tylko ze mną, bo ja jedna nie chce go wykorzystać. Jednak po jakimś czasie poddał się i udał z kolegami do baru. Po raz pierwszy zostałam sama. Gdy tylko usłyszałam, że DJ zapuszcza jakiegoś wolnego smęta, postanowiłam się zmyć. Odwróciłam się w strone wyjścia i wpadłam na kogoś. Zdenerwowana podniosłam wzrok by spiorunować tego kogoś spojrzeniem. Tym kimś był… Prevc! Serce mi na chwile stanęło, stałam i gapiłam się jak głupia…On też się gapił. Może nie był on piękny, ale oczy… Te cholerne oczy! Najgorsze, że nigdzie się nie wybierał, a ta durna piosenka potęgowała moje skrępowanie. Myślałam, że zaraz wywierci mi dziurę tymi swoimi paczadłami. Na szczęście DJ postanowił się nade mną zlitować i z głośników popłynęła bardzo dobrze mi znana melodia.
-JESTEŚ SZALONA!!!- zaśpiewało pół sali, a ja poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę.
-Nie ma za co-usłyszałam i moim oczom ukazał się Andreas z bananem na twarzy. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ken potrafił tańczyć! Niedługo jednak zabawił na parkiecie. Mnie dorwał jeszcze jakiś bliżej nieznany mi Japończyk i mój nowy „krewny” po czym stwierdziłam, że pora się zmywac.

 Udałam się do wyjścia i po chwilowych trudnościach znalazłam mój hotelowy pokój. Wparowałam do środka i i co ja tam zastałam! Vladi się porządnie zabawił, bo razem ze swoją laską wylądowali w moim pokoju, w moim łóżku! Niezłe mieli miny gdy ich oświeciłam!  
-Nie przeszkadzajcie sobie-powiedziałam rozbawiona-Ja tylkoz wc skorzystam i już mnie nie ma!- przebrałam się w moje ulubione dresy, które służyły mi za pidżamę i wyruszyłam na poszukiwania kogoś kto by mnie przygarnął. Pa jakimś czasie spotkałam Hilde, który stwierdził, że mi pomoże, bo mam super koszulkę, ale po chwili jego czika przypomniała mu, że też tu jest. Musiałam szukać dalej… W końcu zmęczona i zrezygnowana usadowiłam się na fotelach w korytarzu i chociaż nie było za wygodnie, bardzo szybko usnęłam. O dziwo spało mi się bardzo dobrze jak na te warunki. Gdy się obudziłam spostrzegłam, że nie jestem już tam gdzie zasnęłam…  


No i jest pierwszy! Dziwny, poplątany i nudny, ale jest. Obiecuje, że z rozdziału na rozdział bede się poprawiac ;)  Nie sądziłam, że pisanie może być takie trudne! Od dziś nie krytykuje żadnego pisarza. 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Prolog?

No i jest! Ja nie wiem co mnie wzięło! Siadłam i napisałam. Z góry przepraszam za wszystkie błędy w pisowni. Nigdy nie prowadziłam bloga i nie pisałam opowiadania, ale mam nadzieje, że nie jest aż tak źle. Wygląd bloga dopiero ogarnę, bo założyłam go przed chwilą ;) Od razu mówie, że to nie bedzie opowiadanie o GSie! On mi tu tylko jako "ideał" posłużył. :p 




3, 2, 1... akcja!
-Idziesz! Powoli, do przodu, krok za krokiem. Byle nie wywinąc orła gdzieś między sypaniem tych durnych kwiatków, a pilnowaniem by sztuczny uśmiech nie zszedł z twarzy.-Już prawie połowa... Gapią się! Oni się na mnie gapią! Dlaczego oni się na mnie gapią!? O nie! Nie....-No i leże...-Wiedziałam, że to się nie uda! Idealna dziewczyna: wysoka, szczupła blondynka, zawsze uśmiechnięta, młoda i pełna energii studentka prawa. Ulubienica rodziny. I jej idealny narzeczony: skoczek, artysta, fotograf, poliglota... Idealni ludzie i ich idealny ślub. Ja tu nie pasuje. Gdyby nie naciski mojej kochanej rodzinki, nigdy nie zgodziłabym się na udział w tej szopce jaką był ślub mojej kuzynki i jej cudownego Grzesia. Tak. Już za chwile Gregor Schlierenzauer miał się stac naszą (moją!) rodziną. Za jakie grzechy!? Ja się pytam! Za jakie!? Oczywiście pan idealny zaprosił wszystkich "kolegów" po fachu-zapewne po to, by pokazac im jaki to on jest zajebisty.-I tak. Teraz cała "skokowa śmietanka" była świadkiem mojej kompromitacji.-Było uciec przez to okno w kiblu!-Dobra. Dośc tych przemyśleń. Chyba na mnie czekają. Wypadałoby się podnieśc.-Ok. Stoję!-Uśmiech, kwiatek, uśmiech, kwiatek...