mp3

czwartek, 31 stycznia 2013

2!


Gdy się obudziłam spostrzegłam, że nie jestem już tam gdzie zasnęłam… Chciałam rozejrzeć się by wiedzieć gdzie jestem, ale ostre światło porannego słońca bezlitośnie poraziło moje oczy i uniemożliwiło „rozpoznanie terenu”. Po omacku stoczyłam się z łóżka i stanęłam tyłem do okna by nie narazić się na kolejne chwilowe oślepienie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Panował tu przerażający porządek. A może tylko mi się taki wydawał, bo sama byłam niezłą bałaganiarą. Nagle uświadomiłam sobie, że ktoś jest w łazience. To pewnie ta osoba, dzięki której się tu znalazłam. Stwierdziłam, że wypada mi na tego kogoś poczekać i podziękować czy coś. Siadłam więc na fotelu, który znajdował się w rogu, a że należałam do osób, które nie potrafiły siedzieć bezczynnie, wzięłam ze stołu jakieś zdjęcia i zaczęłam je przeglądać. Na jednej fotografii znajdowały się jakieś dzieci, na drugiej para staruszków-pewnie dziadkowie, na innym góry... Jedna fotografia szczególnie przykuła moją uwagę. Chłopak i dziewczyna siedzieli na schodach obejmując się. Jak słodko-pomyślałam. Ale po chwili dotarło do mnie kim jest chłopak ze zdjęcia. Odwróciłam kartonik na drugą stronę: Elena & Peter-na zawsze razem. 12.08.2011. Trochę mnie to zabolało, chociaż nie miałam prawa być zazdrosna, to była jego dziewczyna, a mojego imienia nawet nie znał. Gapiłam się na zdjęcie, jakbym próbowała wyczytać z niego coś więcej. Nie zauważyłam, że ktoś nade mną stoi.
-Zostaw to!-usłyszałam zdenerwowany głos chłopaka. Momentalnie podniosłam się na równe nogi.
-Przepraszam! Ja nie powinnam…-zaczęłam się plątać-Jestem taka głupia! Nie pomyślałam nawet…
-Po prostu odłóż to i wyjdź-powiedział krótko.

Spojrzałam na jego twarz. Wcale nie był zły. Raczej przestraszony i jakby smutny. Czułam się winna, ale przecież nic strasznego nie zrobiłam. Chwyciłam swoją torbę i jak najszybciej potrafiłam wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Nawet nie podziękowałam. Ale tak właściwie to czy miałam za co? Było mnie kurde nie ruszać! Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam co było powodem jego zdenerwowania, ale wiedziałam, że musze się tego dowiedzieć.

Idąc powoli korytarzem, nie zauważałam co się dookoła mnie dzieje.
-An! Gdzieś ty się podziewała! Cała rodzina cię szuka! Myślisz, że to jest zabawne!?
-Grzeeeesiuuuu! Też się cieszę, że cię widze!-odpowiedziałam z ulgą. Lepszy znajomy wróg niż nieznajomy-sama nie wiem kto, ale naprawdę ucieszyłam się na widok męża mojej kuzynki.-Było się tu i tam-powiedziałam rozbawiona miną do Austriaka.
-Ty się nie śmiej! Powiedz mi lepiej co robi u ciebie półnagi Vladimir!
O Boże! Vladi! Wspomnienie jego nocnych przygód sprawiło, że wybuchłam śmiechem.
-Kolega dobrze się zabawił! Ale ja nic więcej nie wiem!
-Ty się czegoś nawdychałaś???-powiedział zdezorientowany blondyn-Nie ważne. Idź coś ze sobą zrób, bo wyglądasz strasznie!
-Ty też jesteś piękny-rzuciłam do niego i zniknęłam za drzwiami mojego pokoju.
Rzeczywiście, Bułgar wciąż tam był. Jak gdyby nigdy nic siedział sobie w ręczniku i oglądał tv. Ciekawe gdzie podział swoją lubą…

-Vladi! Przyjacielu! Nie uważasz, że na ciebie już czas?-zapytałam go.
-Ale ja nie mam się w co ubrać.-powiedział zasmucony.
Kurde! Człowiek! Co mnie to!
-Ty! Patrz! Tam są chyba twoje ubrania!-wskazałam na balkon.-Idź sprawdź!
Wstał posłusznie i wyszedł na balkon.
-Nie! Tu ich nie ma!-krzyknął.
-No to szukaj dalej!-odpowiedziałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Biedak musiał teraz chodzić po balkonach z nadzieją, że ktoś się nad nim zlituje i wpuści do środka. Shit happens. Ja musiałam się ogarnąć, bo Grzesiu miał trochę racji-nie wyglądałam dobrze. Trzeba było wyglądać jak człowiek.

Po jakichś dwóch godzinach nadeszła pora by opuścić ten „cudowny” hotel. Ubrana w jeansowe shorty, luźny t-shirt, znoszone trampki i z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, wyszłam z pokoju. Na korytarzu i w holu było tyle narodu, że ciężko było się przecisnąć. Rodzice kazali mi czekać w samochodzie. Zapakowałam do auta moje rzeczy, ale nie miałam ochoty na smażenie się w środku. Było ze 30 stopni. Oparta o maskę pojazdu obserwowałam jak parking powoli się opróżniał. Pomachałam do Norwegów, którzy jak idioci machali do przez jakieś pięć minut. Z Polakami się nie żegnałam, bo mieli jechać za nami i rozstać się mieliśmy dopiero na granicy naszego cudownego kraju. Co jakiś czas popijałam lodowatą pepsi.
-Jesteś okrutna!-usłyszałam za swoimi plecami.
Odwórciłam się. Moim oczom ukazał się mój "przyjaciel" z wesela. Idealna fryzura, idealnie dobrane ciuchy i drogie okulary na nosie. I ta oczywista uroda...-no ken!-Zupełnie nie mój typ.
-Co ja takiego zrobiłam?-zapytałam roześmianego chłopaka.
-Spotkałem Vladimira w samym ręczniku. Stał sobie na moim balkonie i błagał o litość. Wiesz coś o tym?-zrobił śmieszną mine.
-Oj Andreas, Andreas. O co ty mnie posądzasz!? Kolega nadużył sobie mojej gościnności i musiał dostać kare.
-Już dobrze, dobrze. Winny się tłumaczy. To co za nocna akcja była? Podobno nie miałaś gdzie spać. Było przyjść do mnie!-głupkowato się uśmiechnął.
-Chciałbyś!-wyśmiałam go-Poza tym mi wcale nie było wtedy do śmiechu.
Opowiedziałam mu o moich nocnych przygodach. O dziwo Niemiec okazała się bardzo dobrym słuchaczem. Sama się sobie dziwiłam, bo nie wiem czy opowiedziałabym o tym co się stało najlepszej przyjaciółce, a jemu zwierzyłam się ze wszystkiego.
-No i teraz zastanawiam się o co chodzi. Co go tak zdenerwowało. Musze się to wiedzieć!
-Hmmmm…-blondyn chwile się zastanowił-Nie mam pojęcia… Ale się tego dowiemy.-uśmiechnął się do mnie.
Nie dane mi było dowiedzieć się co ken miał na myśli mówiąc „MY” , bo pojawili się moi rodzice. Uścisnęłam chłopaka na pożegnanie(pewnie i tak go już nigdy nie spotkam) i wpakowałam się do samochodu.

W drodze zorientowałam się, że w mojej kieszeni coś jest. Była to pognieciona serwetka na której widniał numer telefonu i podpis A. Niewiele myśląc napisałam na ten numer:

Ja: Masz jakiś plan?
A: Jeszcze nie, ale don’t worry! Coś wymyślimy ;)

Uśmiechnęłam się do telefonu.
To był początek naszej pokręconej przyjaźni…


Rozdział numer dwa. Co myślicie? Mi się nie podoba, to wszystko miało być inaczej. Myślałam, że dłuższy wyjdzie... No ale shit happens. Może trzeci będzie już taki jakbym chciała ;) 

Czy An. spotka jeszcze skoczków? Jaki plan ma A.? Tego dowiecie się w następnym odcinku!
Jaką tajemnice skrywa Peter? Tego na pewno się nie dowiecie! :p

wtorek, 29 stycznia 2013

1...


-No chyba sobie żartujesz!- z oburzeniem  powiedziałam do ciotki.-Ja tu nie usiądę! –wskazałam na miejsce, w którym leżała karteczka z moim nazwiskiem.
-Oj przestań! Ile ty masz lat? Siedem czy siedemnaście?- odpowiedziała bez jakichkolwiek emocji.
-Prawie osiemnaście!- wtrąciłam.
-Będziesz miała miłe towarzystwo.
-Miłe!? Niemcy mają być mili!? Miałam siedzieć z Polakami!- popatrzyłam na przesadnie przystrojony stół-I kto to wgl jest Wellinger!?
Ciotka nie raczyła mi jednak odpowiedzieć i szybko zniknęła w tłumie wchodzących właśnie gości. 
-No super…-powiedziałam do siebie i bezwładnie opadłam na krzesło. Byłam wkurzona bardziej niż Grzesiu, kiedy dostał limit na instagramie-a uwierzcie, że to była tragedia. Siedziałam tam już jakieś 15 minut. Większość gości zajęła już swoje miejsca i słychać było ciche pogaduszki. W końcu pojawili się towarzysze mojej niedoli. Większośc z nich jako tako znałam. Była tylko jedna osoba, której na oczy nie widziałam.
-Co tu robi ken?- wypaliłam bez jakiegokolwiek zastanowienia.-Chłopak naprawdę wyglądał jak zdjęty z półki sklepu z zabawkami. Chłopak uśmiechnął się ciepło
-Andreas- wyciągnął do mnie rękę.
-Anastasia- niepewnie podałam mu dłoń.
Przywitałam się pośpiesznie z resztą „szprechaczy”, po czym ponownie wbiłam się w krzesło.

Po pierwszym tańcu młodej pary i jakichś dwóch drętwych godzinach, zabawa zaczęła się rozkręcać. Norwegowie lekko już wstawieni zaczęli dzikie pląsy z połową dziewczyn na sali (na serio!). Polacy bawili się we własnym gronie. Japończycy to ja nie wiem co odstawiali… Rosjanie, którzy byli już na wykończeniu (po 2 godzinach!) oblegali jakiś stół w kącie. Austriaków to ja może dwa, trzy razy gdzieś przelotnie widziałam. Ten mały z Bułgarii obracał gdzieś swoją lubą. A ja? Ja wykończona słuchaniem diabelskiego języka, udałam się do baru. Plusem tego, że nie byłam ulubienicą rodziny było to, że nikogo nie obchodziło co robie. Nie byłam im potrzebna, musiałam sama się pilnować. Siedziałam na wysokim stołku i popijając kolorowego drinka, co jakiś czas spoglądałam na parkiet, na którym jakiś czas temu pojawił się Prevc. Od dawna intrygowała mnie postać młodego Słoweńca. Nigdy z nim nie rozmawiałam, chyba nawet nie wiedział o moim istnieniu, ale to mi nie przeszkadzało. Lubiłam się zastanawiać co kryje w sobie ten skoczek.  Jakiś czas już tak siedziałam-Peter chyba zorientował się, że go śledzę, bo raz czy dwa napotkałam jego wzrok. W końcu z letargu wyrwał mnie Piotrek Żyła, który stwierdził, że nie będę tu tak samotnie siedzieć i pociągnął mnie za sobą na parkiet. Jak zatańczyłam z jednym Polakiem, tak musiałam już zatańczyć z całym PST. Nie powiem, było to zabawne doświadczenie. Gdzieś pomiędzy zaliczyłam nawet norweskiego wężyka! Nie sądziłam, ze na tym tak beznadziejnie zapowiadającym się weselu, uda mi się zabawić. Kiedy udało mi się wyrwać z parkietu, szybko znalazłam swój stolik, padłam nieżywa na krzesło i dorwałam dzbanek z wodą, który opróżniłam w 5 minut. Zauważyłam, że ken siedzi tak jak go zostawiłam. Czyżby odparł wszystkie starania napalonych dziewczyn? Smutne. Już miałam zagadać do biedaka, gdy niejaki kolega kena-Geiger złożył mi propozycje (jego zdaniem)  nie do odrzucenia i tak ponownie znalazłam się na parkiecie. Oczywiście jak już się tam znalazłam, to szybko nie wróciłam na miejsce. Maciek Kot stwierdził, że on będzie tańczył tylko ze mną, bo ja jedna nie chce go wykorzystać. Jednak po jakimś czasie poddał się i udał z kolegami do baru. Po raz pierwszy zostałam sama. Gdy tylko usłyszałam, że DJ zapuszcza jakiegoś wolnego smęta, postanowiłam się zmyć. Odwróciłam się w strone wyjścia i wpadłam na kogoś. Zdenerwowana podniosłam wzrok by spiorunować tego kogoś spojrzeniem. Tym kimś był… Prevc! Serce mi na chwile stanęło, stałam i gapiłam się jak głupia…On też się gapił. Może nie był on piękny, ale oczy… Te cholerne oczy! Najgorsze, że nigdzie się nie wybierał, a ta durna piosenka potęgowała moje skrępowanie. Myślałam, że zaraz wywierci mi dziurę tymi swoimi paczadłami. Na szczęście DJ postanowił się nade mną zlitować i z głośników popłynęła bardzo dobrze mi znana melodia.
-JESTEŚ SZALONA!!!- zaśpiewało pół sali, a ja poczułam jak ktoś ciągnie mnie za rękę.
-Nie ma za co-usłyszałam i moim oczom ukazał się Andreas z bananem na twarzy. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ken potrafił tańczyć! Niedługo jednak zabawił na parkiecie. Mnie dorwał jeszcze jakiś bliżej nieznany mi Japończyk i mój nowy „krewny” po czym stwierdziłam, że pora się zmywac.

 Udałam się do wyjścia i po chwilowych trudnościach znalazłam mój hotelowy pokój. Wparowałam do środka i i co ja tam zastałam! Vladi się porządnie zabawił, bo razem ze swoją laską wylądowali w moim pokoju, w moim łóżku! Niezłe mieli miny gdy ich oświeciłam!  
-Nie przeszkadzajcie sobie-powiedziałam rozbawiona-Ja tylkoz wc skorzystam i już mnie nie ma!- przebrałam się w moje ulubione dresy, które służyły mi za pidżamę i wyruszyłam na poszukiwania kogoś kto by mnie przygarnął. Pa jakimś czasie spotkałam Hilde, który stwierdził, że mi pomoże, bo mam super koszulkę, ale po chwili jego czika przypomniała mu, że też tu jest. Musiałam szukać dalej… W końcu zmęczona i zrezygnowana usadowiłam się na fotelach w korytarzu i chociaż nie było za wygodnie, bardzo szybko usnęłam. O dziwo spało mi się bardzo dobrze jak na te warunki. Gdy się obudziłam spostrzegłam, że nie jestem już tam gdzie zasnęłam…  


No i jest pierwszy! Dziwny, poplątany i nudny, ale jest. Obiecuje, że z rozdziału na rozdział bede się poprawiac ;)  Nie sądziłam, że pisanie może być takie trudne! Od dziś nie krytykuje żadnego pisarza. 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Prolog?

No i jest! Ja nie wiem co mnie wzięło! Siadłam i napisałam. Z góry przepraszam za wszystkie błędy w pisowni. Nigdy nie prowadziłam bloga i nie pisałam opowiadania, ale mam nadzieje, że nie jest aż tak źle. Wygląd bloga dopiero ogarnę, bo założyłam go przed chwilą ;) Od razu mówie, że to nie bedzie opowiadanie o GSie! On mi tu tylko jako "ideał" posłużył. :p 




3, 2, 1... akcja!
-Idziesz! Powoli, do przodu, krok za krokiem. Byle nie wywinąc orła gdzieś między sypaniem tych durnych kwiatków, a pilnowaniem by sztuczny uśmiech nie zszedł z twarzy.-Już prawie połowa... Gapią się! Oni się na mnie gapią! Dlaczego oni się na mnie gapią!? O nie! Nie....-No i leże...-Wiedziałam, że to się nie uda! Idealna dziewczyna: wysoka, szczupła blondynka, zawsze uśmiechnięta, młoda i pełna energii studentka prawa. Ulubienica rodziny. I jej idealny narzeczony: skoczek, artysta, fotograf, poliglota... Idealni ludzie i ich idealny ślub. Ja tu nie pasuje. Gdyby nie naciski mojej kochanej rodzinki, nigdy nie zgodziłabym się na udział w tej szopce jaką był ślub mojej kuzynki i jej cudownego Grzesia. Tak. Już za chwile Gregor Schlierenzauer miał się stac naszą (moją!) rodziną. Za jakie grzechy!? Ja się pytam! Za jakie!? Oczywiście pan idealny zaprosił wszystkich "kolegów" po fachu-zapewne po to, by pokazac im jaki to on jest zajebisty.-I tak. Teraz cała "skokowa śmietanka" była świadkiem mojej kompromitacji.-Było uciec przez to okno w kiblu!-Dobra. Dośc tych przemyśleń. Chyba na mnie czekają. Wypadałoby się podnieśc.-Ok. Stoję!-Uśmiech, kwiatek, uśmiech, kwiatek...