Boże Narodzenie. Moje ulubione święta. Rodzinna atmosfera,
wspólne ubieranie choinki, pyszne polskie jedzenie, śpiewanie kolęd, radość z
prezentów. Z każdego roku miałam bardzo miłe wspomnienia, do których chętnie
wracałam. Tegoroczne miały być podobne, ale jakby to powiedzieć? Trochę nie
wyszło.
Co roku ktoś inny z naszej rodziny urządzał wigilię. Tym
razem padło na nas. Cieszyłam się. Nic nie mogło mi zepsuć tego dnia. Nawet
świadomość, że będę musiała spędzić cały wieczór ze Schlierenzauerem. Przeżyję.
Byłam ciekawa co dostanę od „Mikołaja”.
Tak, wiem że to dziecinne, ale co roku byłam coraz bardziej zaskakiwana
przez moją familię.
-An, skarbie! Nakryj proszę do stołu!-mama przeleciała obok
mojego pokoju jak burza i zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, już jej nie było.
Zamknęłam laptopa i podniosłam się z łóżka, po czym zeszłam
na dół. W domu panował taki porządek, że czułam się trochę dziwnie. Moja
rodzina była strasznymi bałaganiarzami i trudno nam było utrzymać porządek
przez jeden dzień. Ale dziś wszyscy się pilnowali. Spojrzałam na naszą choinkę.
Była trochę krzywa i łysa z jednej strony, ale moim zdaniem była najpiękniejsza
na świecie. Uśmiechnęłam się do niej i zabrałam się za rozkładanie naczyń.
Muszę się pochwali, że poszło mi to bardzo sprawnie i po 15 minutach stół był
idealnie nakryty. Udałam się do kuchni by poinformować mamę o wykonaniu zadania
i przy okazji sprawdzić jak się ma sernik. Kocham sernik!
-Mamuś! O której przychodzą Stochowie?-zapytałam rodzicielki
wyjadając rodzynki z ciasta, za co dostałam po łapach.
-Coś koło 23.-odpowiedziała.
Pochodziłam z Warszawy, ale kiedy miałam 8 lat rodzice
postanowili przenieść się w góry. Ojciec był góralem i tęsknił za Tatrami. Mama
kochała warszawskie klimaty, ale zgodziła się na przeprowadzkę. I tak
wylądowaliśmy pod Zakopanem. Miałam to szczęście, że moimi sąsiadami była
rodzina Stochów. Od razu się z nimi zaprzyjaźniliśmy. Także znałam Kamila już
długi czas. Ale nie miałam z nim jakiegoś super kontaktu, bo był ode mnie 7 lat
starszy. Za to on i mój brat byli najlepszymi przyjaciółmi. Michał chciał nawet
zacząć skakać, ale że był sportowym
antytalentem i szybko ten pomysł porzucił. Mieliśmy taką tradycję, że spotykaliśmy się co
roku przed pasterką, dzieliliśmy się opłatkiem , po czym wspólnie udawaliśmy
się na pasterkę.
-Będzie Kamil?-zapytałam z nadzieją. Byłam w domu dopiero
trzy dni, a już tęskniłam za skokowym światem.
-Brata zapytaj.-widać było, że nie miała teraz ochoty na
pogawędkę. Bała się żeby czegoś nie przypalić. Ja nie byłam dobrym kucharzem,
zdecydowanie lepiej szło mi jedzenie.
Opuściłam kuchnię, bo mama zaczynała się wkurzać i wróciłam
na górę, po drodze odwiedzając pokój brata.
-Mikiiii!-zwróciłam się miło do brata, który siedział na
podłodze i siłował się z papierem prezentowym. Przegrywał…
-Ana, czego chcesz!? Zajęty jestem!-powiedział i ze złością
rzucił taśmą o ścianę.
-Daj to, geniuszu!-usiadłam obok niego, wzięłam pudełko, które leżało na podłodze i
zaczęłam zawijać je w papier z w mikołaje.-Czy Kamil dziś będzie?
-A co!? Zakochałaś się czy coś?
-Ty to jesteś głupi!- Uderzyłam brata w ramię.-Po pierwsze
on ma Ewcie, która swoją drogą jest zajebista, a po drugie jeszcze mi na głowie
nie padło żeby się w Stochu zakochiwać.
-No tak, ty masz tego swojego szwabskiego przyjaciela.
-No właśnie, przyjaciela! Nic więcej! To będzie ten Kamyk
czy nie?
-Będzie, będzie.-podniósł się z wykładziny.-Mikołaj idzie
zanieść prezenty.-Chwycił worek pełen pakunków i wyszedł.
Ja udałam się do pokoju. Już czas się ogarnąć. Sprawdziłam
telefon, który zostawiłam na łóżku. Piętnaście nieodebranych połączeń od Andi. Andi!?
Ten geniusz bawił się moim telefonem! Spotka go za to kara boska! Wcisnęłam
zieloną słuchawkę przy jego zdjęciu i
przyłożyłam telefon do ucha. Jeden sygnał, drugi…
-An! Już myślałem, że cię tam zasypało!
- Andreas! Nudzi ci się!? Piętnaście połączeń!?-zawsze
musiałam go za coś ochrzanić.
-Oj tam, oj tam. Przynajmniej wiedziałaś, że musisz
oddzwonić.
-No właśnie, oddzwonić! Do Niemiec! Nie jestem milionerką.
Czego chcesz!?
-A myślałem, że chociaż w wigilię przemówisz ludzkim głosem.
-No to się myliłeś. Shit happens! Masz coś ważnego, czy
będziesz się tak ze mnie zbijał!?
-No życzenia ci chciałem złożyć!
-A więc?
-Wesołych świąt!
-Wooow! To się szarpnął!
-Phi! Ja chociaż pamiętałem! Nie to co ty!
-No już, niech ci będzie… Wesołych! Może być?
-Tak, tak. Wzruszyłem się.
-Jaaasne…. Wzruszysz się jak ci rachunek za tą rozmowę
wyślę. Auf Wiedersehen!-postanowiłam zakończyć rozmowę,
bo moi rodzice na serio zapłaczą nad rachunkiem.
-Cześć!-odpowiedział
łamanym polskim, co było nawet urocze, po czym się rozłączył.
W końcu miałam czas się przyszykować do kolacji.
Wigilia przebiegała naprawdę miło. Nawet Grzesiu jakoś dawał
radę bez palnięcia głupoty i bez zbytniego zwracania na siebie uwagi. A jego
mina gdy rozpakował prezent od cioci i wujka-bezcenna. Dla nas poradnik dla
młodych ojców był powodem do kilku minut śmiechu, ale biedną księżniczkę
najwyraźniej przeraziła wizja rodzicielstwa. Schlierenzauer miał jednak swoją
chwilę tryumfu kiedy w torbie od niego znalazłam album z jego fotkami ze
specjalną dedykacją i piękną inaczej czapkę z wielkim, czerwonym GS. Po
chwilowym szoku stwierdziłam, że nie dam mu tej przyjemności i zaczęłam
zachwycać się prezentem. Założyłam na głowę to wełniane coś i łaziłam w tym pod
domu.
Chwilę po 23 zjawiła się u nas cała rodzina Stochów. Był
Kamil z Ewcią, która wyglądała pięknie, Zresztą jak zawsze. Nie dziwie się, że
Kamil tak szybko się ożenił. Trzeba było się pośpieszyć . Oczywiście Ewa
nigdzie się nie wybierała. Bardzo kochała Kamila i było to widać. Ledwo wszyscy
zdążyli złożyć sobie życzenia, a już trzeba było zbierać się na pasterkę. Oczywiście
Grzesiu nie wybierał się do kościoła, więc został w domu i pewnie wrzucał
jakieś natchnione focie na instagrama. Na dworze było dość zimo i o dziwo
prezentowa czapka bardzo się przydała. Szłam, a raczej wlekłam się na samym
końcu. Miałam wysłać sms z życzeniami do Petera, ale stwierdziłam że pewnie mnie
oleje… Właśnie karmiłam swojego Pou, kiedy dostałam sms.
A: Ty nie zgadniesz co dostałem!
Deskę! Ta którą ci pokazywałem. Jest zawodowa! Widzisz! Byłem grzeczny! :D A Ty
co dostałaś? Mama mi powiedziała, że zwierzęta to o północy przemawiają. Czyli jakoś zaraz. Teraz
już wiem dlaczego byłaś niemiła! :p A ten rachunek Ci zapłacę! No problem! Jeszcze raz Wesołych Świąt! ;) Dobranoc aniołku
;*
Zrobiło mi się bardzo miło. A powinnam go za to ochrzanić.
To chyba na serio ta północ.
An: Tą czarno-czerwoną? Jest świetna. Ja dostałam kilka
płyt, jakieś kosmetyki, mega ciepły norweski sweter i prezent od księżniczki,
który wolę przemilczeć. Hehehe :D Jejku! Wirus Pietera mnie dopadł! ;p Idziemy właśnie na
pasterkę i trochę zamarzam. Chociaż w sumie nie jest tak źle. Przyzwyczaiłam się do
mrozów, a Norwegia to nie jest. Będę żyć. Kończę, bo Kamil mnie pośpiesza.
Wesołych Andi! ;*
Kamil rzeczywiście mnie pośpieszał. Właśnie znalazł się obok
mnie.
-Przebieraj nogami młoda!
-Spać mi się chcę!-jęknęłam.
-Sen jest dla słabych!-skoczek próbował mnie zmotywować.-Rozmawiaj
ze mną, to się trochę rozbudzisz.
-Ta, ok. No to może mi powiesz co tam słychać u innych
skoczków?
-Jasne! Maciek dostał od brata bluzę „I love Kuba”. Piotrek
w końcu wysłał Kochowi tą flaszkę. Gadałem też ostatnio z Kranjcem. Podobno
Prevc się im sypie.
-To znaczy?-zapytałam zaniepokojona. On mnie nie znosi, a ja
się ,martwię. No tak…
-Psychika mu siada. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale chyba chodzi
o jakąś dziewczynę. W każdym razie szkoda chłopaka. Zdolny jest. –dodał wyraźnie
zmartwiony.
-Tak, szkoda…-odpowiedziałam zamyślona.
Miałam się jeszcze o coś zapytać, ale Michał oznajmił mi,
żebyśmy już nie paplali, bo jesteśmy na miejscu. Kościół był pięknie
oświetlony. W środku grała góralska kapela. Właśnie to kochałam w naszych
zakopiańskich świętach. Tej magii nie było nigdzie indziej. Niestety w tym rok nie było mi dane cieszyć
się tym w pełni, bo w głowie siedziały mi słowa Stocha. „Prevc im się sypie.”, „chodzi
o jakąś dziewczynę” domyślałam się o jaką dziewczynę chodzi. Nie wytrzymałam w
kościele za długo. Nie zauważona wyszłam na zewnątrz. Mroźne powietrze wyrwało
mnie z lekkiego letargu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i drżącymi rękami
wybrałam z listy numer Słoweńca. Skąd ja
go wgl mam? Ma się tych norweskich przyjaciół z Hilde i Stjernenem na czele! Hehehe.-Kurde!
Śmiech Piotrka padł mi na mózg!- Jakąś chwilę czekałam na to aż chłopak
odbierze. Niestety włączyła się sekretarka. Nienawidzę się nagrywać.
-Hej Peter. Tu An. Nie pytaj skąd mam twój numer. Wiem, że
mnie nie lubisz i wgl, ale słyszałam że ostatnio masz problemy i pomyślałam, że
może chciałbyś pogadać. W sumie nie wiem dlaczego miałbyś gadać o tym właśnie
ze mną, ale jeśli byś chciał to ten… no…. dzwoń o każdej porze. Nie wiem czy
wiele ci pomogę, ale zawsze można spróbować. Pewnie i tak nie będziesz chciał.
Dobra, wygłupiam się. Nie powinnam dzwonić. Zapomnij, że wgl dzwoniłam….-rozłączyłam się i zaczełam się wgapiać w gwiazdy.
Po chwili mój telefon się odezwał. Byłam w szoku. Oddzwonił.
-Nie mam już nawet siły cię nie znosić... Spróbuj mi pomóc... jeśli chcesz...
Dobra, w końcu jest. Przepraszam, że dopiero teraz! Jestem leniwa, ale z tym walczę ;) W ramach przeprosin napisałam długi jak na mnie rozdział. Mam nadzieję, że nie ma tragedii. Przez ten czas tyle się wydarzyło! Całe mś przepłakałam, trochę ze smutku, ale większość z radości. Peter zdobył dwa medale! :D Super Bardal został mistrzem! ;') Ale najważniejsze, że Kamil się nie poddał i zamknął jadaczki wszystkim "kibicom". No i ten medal drużyny na koniec! Fannemenalne to było! Szkoda Norwegów, ale shit happens! Po drużynówce płakałam najbardziej. Na podłodze. Powinnam się leczyć, wiem! ;p