mp3

wtorek, 19 sierpnia 2014

6!

ŻYJĘ!


Turniej Czterech Skoczni to wydarzenie, na które z niecierpliwością czekają wszyscy miłośnicy skoków narciarskich. Chociaż mnie on nigdy zbytnio nie fascynował i jedynymi konkursami, na które czekałam były te w Zakopanem, to muszę przyznać, że na żywo wszystko robi lepsze wrażenie.

Pierwszy konkurs, ten rozgrywany w Oberstdorfie, wygrał Anders Jacobsen z czego bardzo się cieszyłam, bo był to człowiek bardzo miły i uśmiechnięty, dlatego życzyłam mu jak najlepiej. Tuż za nim uplasował się, a jakże, Grzegorz S. znany również jako mój niepełnosprytny krewny. Trzeci był Seweryn, ale o nim chyba nie mam nic do powiedzenia…. W resztę stawki też zbytnio nie chciało mi się wnikać. Wiedziałam, że mój żywy Ken był 10, że Polakom nie poszło jakoś szałowo (Maciej 50… lepiej to przemilczeć i omijać go szerokim łukiem). Dla mnie chyba i tak najważniejsza była pozycja pewnego Słoweńca. Peter był 18, co było chyba nie najgorszym wynikiem jeśli wziąć pod uwagę jego rzekome problemy. Nie rozmawiałam z nim od świąt i nie miałam jeszcze okazji spotkać się z nim tutaj.

Okazja nadarzyła się już następnego dnia, w ostatni dzień roku. Skoczkowie nie mieli pola do popisu jeśli chodzi o witanie nowego roku, aczkolwiek byłam pewna, że Norwegowie coś wymyślą. Dochodziła 22, kiedy przekroczyłam próg hotelu, w którym aktualnie znajdowali się skoczkowie. Nie byłam tam wcześniej i niezbyt wiedziałam, gdzie dalej mam się kierować. Ucieszyłam się, kiedy mój telefon zawibrował.

P.P.: Nr 44.

Od jakiejś pani dowiedziałam się, że muszę udać się na drugie piętro. Wtoczyłam się więc jakoś po schodach i zaczęłam iść korytarzem. Przystanęłam, kiedy znalazłam właściwe drzwi. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał…. Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły i znalazłam się w spowitym ciemnością pokoju. No tak, grobowa atmosfera, depresyjne klimaty…-pomyślałam. Zaczęłam się też zastanawiać co ja tu właściwie robię, kiedy zdałam sobie sprawę, że ktoś tu jednak mieszka.

-Tak mi będzie łatwiej-Peter zaczął się tłumaczyć.-Oczywiście jeśli ci to nie przeszkadza.-powiedział i spojrzał się w okno, przy którym stał.
Poczułam się trochę zlekceważona, ale udałam, że zbytnio mnie to nie obchodzi. Wzruszyłam tylko ramionami, czego on i tak nie zobaczył i usiadłam na rogu jednego z dwóch łóżek.
-Wiem, że możesz mnie brać za dziwaka… Większość ludzi mnie tak odbiera. Widzą jak wyglądam i myślą, że pewnie się wstydzę, ale to nie tak. Nie lubię być taki, jaki jestem teraz, ale nie mam wyboru. Inaczej wszyscy zaczęliby zadawać pytania, chcieliby pomóc, a ja tego nie chcę. Nie chcę litości, nie potrzebuje współczucia. Po prostu myślę, że gdzieś się zgubiłem i nie potrafię się odnaleźć. Wiesz… od lat słyszałem, że mam wielki talent, że będą ze mnie ludzie. Po bardzo dobrym miejscu na Igrzyskach zainteresowanie moją osobą jeszcze bardziej wzrosło. Były momenty, że nie radziłem sobie z presją, wybuchałem… I wtedy pojawiła się ona.
-Elena…-wyrwało mi się, chociaż bardzo się pilnowałam żeby nie wymówić tego imienia w jego obecności.
Peter chyba to zignorował.
-Dzięki niej wszystko zaczęło się układać, a ja byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Elena była niesamowita. Piękna, inteligenta, miła. Moi rodzice ją pokochali. Czasami zastanawiałem się jakim cudem taka dziewczyna mogła pokochać kogoś takiego jak ja, ale ona zawsze rozwiewała moje wątpliwości. Z nią wszystko było prostsze, lepsze. Aż pewnego dnia zniknęła. Zniknęła z mojego życia tak niespodziewanie, jak się w nim pojawiła. Bez żadnego słowa wyjaśnienia, pożegnania. Zerwała z nami wszelkie kontakty. Byłem w takim szoku, że nawet się na załamałem. Rzuciłem się w wir treningów i startów, ale to wróciło i kiedy w końcu do mnie dotarło, zaczęły się ze mną dziać dziwne rzeczy. Wiesz, że od dawna z nikim normalnie nie rozmawiałem? Udawałem, że wszystko jest ok, ale każdy głupi by zauważył, że tak nie jest. A ty…
-A ja niechcący poznałam twoją tajemnicę i to spowodowało, że mnie nienawidzisz.-powiedziałam chociaż tak naprawdę nadal nie wiedziałam dlaczego Prevc zachowywał się tak w stosunku do mojej osoby.
-Nie, po prostu ty jesteś jakaś. Rozumiesz? Rozmawiałem tylko z osobami ze świata skoków, bo musiałem i z rodziną. Chyba, że liczyć osoby, które w rzeczywistości nie były warte by zamienić z nimi jedno zdanie, a w których otoczeniu czułem się bezpieczny, bo nie zadawali pytań. Oni byli nijacy, ty jesteś jakaś i dlatego starałem się ciebie unikać, sprawić byś nie chciała mieć ze mną jakiegokolwiek kontaktu. Ty jednak, nie wiem jakim cudem, zawsze wracałaś. Zastanawiałem się dlaczego, a po tym jak twój chłopak na mnie nawrzeszczał…
Mój chłopak? O czym on mówił? O Jesusie Navasie…. Zabije tego gada przy najbliższej okazji.
-Wellinger na ciebie nawrzeszczał???-wydarłam się czym go chyba trochę przestraszyłam, bo odwrócił się w moją stronę.
-Nie mam mu tego za złe. Dał mi tym do myślenia.-Peter nadal był spokojny. A może to ta depresja? Hofer jeden wie.-I doszedłem do wniosku, że źle robię. Chciałem przeprosić za to jak cię potraktowałem, bo nie zasłużyłaś sobie na to.
Wstałam i podeszłam bliżej skoczka, który dziwnie mi się przyglądał. Spojrzałam mu w te głupie, zielone oczy i powiedziałam śmiertelnie poważnie.
-On nie jest moim chłopakiem!
I nagle mój telefon zaczął wibrować jak Gregor po przedawkowaniu red bulla.
-To on, prawda?-zapytał Słoweniec rozbawionym głosem.
-Nie mam zamiaru odbierać!
Prevc się tylko roześmiał. Ludzie mogli mówić, że jest niewyględny, ale chyba nie widzieli go śmiejącego się. Najbardziej urocza rzecz jaką w życiu widziałam. An, ogar! Śmiech Żyły, teraz to. Zaraz jeszcze zaczniesz lubić Schlierenzauera, a potem już tylko kaftan i pokój bez klamek.
-Dobrze.
Co dobrze? Prevc, mógłbyś być trochę bardziej rozmowny.
-Północ za 5 minut… Lubisz fajerwerki, prawda?
-Nie wiem czy jestem w nas…
-No i świetnie, bo ja kocham! Bierz kurtkę i idziemy!-krzyknęłam rozentuzjazmowana jak małe dziecko i pociągnęłam skoczka za sobą.

Na dwór wypadłam jakieś pół minuty przed północą. Oczywiście nie tylko ja wpadłam na taki pomysł. Były tam prawie wszystkie reprezentacje. Polacy, którzy we własnym gronie walczyli z butelką szampana, Czesi, Szwajcarzy(to ich jest więcej niż jeden Ammann?). Nigdzie nie było Austrii, co jakoś przebolałam, ale brakowało też Niemców, co trochę mnie zasmuciło, bo miałam do pogadania z jednym gówniarzem. Najważniejsze jednak, że Norwegowie dopisali! Bez tej reprezentacji świat byłby taki nudny… Przyglądałam się właśnie, jak Fannemel próbuje odpalić jakąś racę gdy do moich uszu dotarł huk i zorientowałam się, że przed tego norweskiego krasnala przegapiłam odliczanie i takie tam.

Nagle wszyscy, jakby się umówili, zaczęli do mnie podchodzić i składać mi życzenia. Wiecie, „szczęśliwego nowego roku” i takie tam duperele, a Fannisowi wybaczyłam, bo specjalnie dla mnie siłował się z językiem polskim i miałam z niego niezły ubaw. Maciej I Młodszy(książę musi mieć przydomek) życzył mi żebym znalazła sobie chłopaka i obiecał, że nie będzie zazdrosny, a Hilde powiedział, że ma nadzieje, że w tym roku zaliczymy razem jakąś imprezę(już się boję). A Peter? Przyglądał się temu wszystkiemu z boku. Chyba zauważył, że właśnie się na niego spojrzałam, bo z lekkim uśmiechem ruszył w moją stronę.

-Szczęśliwego!-ktoś nagle szepnął mi do ucha, a ja myślałam, że zejdę na miejscu, ale ocuciła mnie wizja ratującego mnie Koudelki.
Wellinger, ty to masz wyczucie czasu i sytuacji….
-Będzie szczęśliwszy, kiedy odzyskam swoją przestrzeń osobistą.-odpowiedziałam trochę zła domagając się żeby ten geniusz przestał mnie obejmować.
-Też cię kocham!-wypalił i pocałował mnie w czubek głowy.
No pięknie, teraz to sobie Peter pomyśli-przeszło mi przez głowę. Rozejrzałam się dookoła, ale jego już nigdzie nie było.
-A ja cię nienawidzę!-odepchnęłam go od siebie-Idę sobie daleko od ciebie!-oznajmiłam i zaczęłam iść w kierunku mojego hotelu.
-Mieszkasz po drugiej stronie ulicy!-usłyszałam rozbawionego Niemca.
Pokazałam mu mój zajebisty środkowy palec i z prędkością światła znalazłam się pod moim pensjonatem.
Niestety, niemiecka tap madl nie dała za wygraną i polazła za mną.
-Hej! Why don’t you love meee?-spróbował sobie zażartować udając Beyonce, a ja zdałam sobie sprawę, że na serio jestem na niego wkurzona.
-Idź sobie!-powiedziałam twardo i zaczęłam szukać kluczy w kieszeni mojej różowej kurtki.
Andreas chyba zrozumiał, że wcale się z nim nie droczę.
-An… o co ci chodzi?-zapytał wyraźnie zdziwiony.
-Naprawdę nie wiesz?-powiedziałam z drwiną.
Niemiec tylko pokręcił głową.
-To może wyjaśnisz mi, dlaczego atakujesz niewinnych ludzi i to jeszcze w moim imieniu!?
-Prevc…
-Nigdy nie dałam ci pozwolenia na takie zachowanie! Nie masz prawa mieszać mnie w takie sytuacje! Rozumiesz!? Nie jesteś moim ojcem, bratem czy chłopakiem…
-Jestem twoim przyjacielem.-zauważył błyskotliwie. Nice try, kolego!
-Przyjacielem!? Przyjaciele nie działają za swoimi plecami, ale ty najwyraźniej nie wiesz czym jest przyjaźń.-moja złość osiągnęła apogeum.
A Andreas? Nic już nie odpowiedział. Odszedł, pozostawiając mnie z moim gniewem.

Tej nocy, po raz pierwszy od dawna, nikt nie życzył mi  dobrej nocy i nie nazwał aniołkiem.






Było to dziwne uczucie…